Ang Pasang Sherpa ma mnie na oku
17 April 2012Długi czas wahałem się odnośnie taktyki jaką powinienem przyjąć w czasie wspinaczki na Everest. Moje największe obawy budziła sprawa rozbicia ostatniego obozu na wysokości 7.900 m n.p.m. bądź alternatywnie na 8.300 m n.p.m., transportu sprzętu i butli z tlenem. W pojedynkę nawet przy dobrym przygotowaniu fizycznym jest to trudne, by nie powiedzieć ryzykowne… Ostatecznie zdecydowałem, że konieczne jest wsparcie ze strony Szerpy wysokogórskiego. Po tej decyzji mieliśmy wspinać się w czwórkę: Urs Bernhard, ja, Ang Pasang Sherpa i Pasang Karma Szerpa. Po wypadku Ursa i wycofaniu przez agencję Pasang Karmy zostaliśmy w dwójkę Ang Pasang i ja.
Pasang ma 33 lata. Urodził się w wiosce Siburje w regionie Solukhambu (w pobliżu Mount Everestu). Od 1998 r. pracuje jako Szerpa wysokogórski, a w ostatnich latach także jako przewodnik wysokogórski. Był na czterech ośmiotysięcznikach: Kangchenjunga (2003), Lothse (2004), Shishapangma (2007) oraz czterokrotnie na Evereście (dwukrotnie od strony południowej 2008 i 2009, dwukrotnie od strony północnej 2010 i 2011). W 2006 r. dotarł wraz z ekspedycją armii brytyjskiej do wysokości 8.600 m n.p.m. drogą po zachodniej grani Everestu. Za największy swój sukces – jak przed chwilą mi powiedział – uważa wprowadzenie na Everest (w dosłownym tego słowa znaczeniu) najmłodszego zdobywcy Everestu w historii, wówczas 13-letniego Jordana Romero ze Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z relacją Pasanga wspinaczka trwała aż 31 godzin. Także Szerpowie nie są jednak ze stali. W poprzednim roku w czasie wspinaczki na stosunkowo prosty szczyt trekkingowy Island Peak (6.189 m n.p.m.) Pasang złapał chorobę wysokogórską i został helikopterem odtransportowany do Katmandu.
Od siedmiu lat Pasang jest żonaty z Lakpa Yengi Sherpa. Ich jedyny syn Ang Nurbu skończył pięć lat. Obecnie mieszkają w Katmandu. Syna Pasanga poznaliśmy w czasie błogosławieństwa, które naszej wyprawie udzielił lama w Katmandu.
Gdyby nie Pasang, po wypadku Ursa, zostałbym na Evereście sam. Chyba nie najgorzej trafiłem…